Nie...

My lover's got humour
She's the giggle at a funeral
Knows everybody's disapproval
I should've worshipped her sooner”

   Czujesz jak drętwieją ci palce. Z każdą minutą ciszy jest ci coraz ciężej. Skupiasz się na własnym oddechu i do połowy zatkanym nosie. Cicho szeleści, gdy oddychasz. Sztywniejącymi palcami błądzisz po rozdrapanym czole, potem szukasz ciepła wśród brzucha i ud. Wijesz się bezgłośnie pod stertą pościeli. Od ściany czujesz bijący chłód, rozpływający się po skroniach i nosie. Myśli wybiegają i wracają do Ciebie, gdy zaczynają przynosić zbyt duży ból. Wybiegają bezustannie, dotykając widoku krwi zastygłej na masce bordowego Forda. Rozrzuconej po ulicy margaryny, która w całości uciekła z pudełka. Czarny but z grubym, niewielkim obcasem i świąteczna, dopiero co kupiona torebka na prezenty. Ta kobieta miała tylko 63 lata.
   Wciągasz głośniej powietrze, czując jak zatkany nos blokuje jego przepływ. Ganisz się ponownie i hamujesz łzy. Wtedy słyszysz głos. Ma normalną barwę. Ale znasz ten przygaszony wydźwięk i kojarzy ci się ze zbitym psem. Nie lubisz go, bo czujesz się, jakby ktoś obchodził cię wokół i badał. Ale znasz go. Zawsze przypisywałaś mu poczucie winy. Ale może się myliłaś.
   Odpowiadasz na pytanie w myślach, bez zająknięcia, prosto choć długo. Nie jesteś w stanie zmusić głosu do wydobycia się z krtani. Milczysz więc, sztywniejąc jeszcze bardziej i przestając przebierać palcami we włosach.
Gdy padają kolejne pytania również odpowiadasz, z niejakim wyrzutem i żalem. Bezgłośnie tkwisz owinięta ciepłem, co jakiś czas poruszając się, by dać znać, że nie śpisz. Udało ci się wydusić coś z siebie beznamiętnym tonem.
Potem ton się zmienia. Czujesz w nim zniecierpliwienie. Potem coś na pograniczy złości i goryczy. W końcu każde, wypowiedziane chrapliwym głosem, słowo boli. Przysuwasz się bliżej do ściany. Nie. Nie móc mówić nie znaczy nie chcieć.
Ale wciąż odpowiadasz sama sobie, w ciszy. Z każdym kolejnym wewnętrznym słowem zbiera ci się na płacz. W końcu one wypływają, zalewają poduszkę i czynią ją nieprzyjemnie zimną i mokrą. Reszta wplątuje się we włosy i ginie w ustach, więc nie przeszkadza ci zbytnio, gdy opatulasz się szczelniej kocem.
W środku zalewa cię morze goryczy. Fale wody zmieszane ze smutkiem, którego nie udało ci się utrzymać jako złość przez drugi dzień. Jesteś bezsilna. I to ta bezsilność powoduje, że w końcu pozwalasz sobie na sen. Nie mogąc uciec w Noc, która przywitałaby cię wysysającym z życia chłodem. Nie mogąc uciec gdziekolwiek na tak małym metrażu. Nie mogąc wywarczeć, wyparskać i wysyczeć całego tego natłoku w samotną ciszę.

~*~

Niebo skuł lód. Złoty smok sunął powoli nad przysypanym śniegiem jeziorem, co jakiś czas zawracając i krążąc przez chwilę wokół pałacowych ogrodów. W końcu zawrócił ostatni raz i zniknął.

~*~

Wiesz, że nie rozumie.
Budzi cię budzik, który za chwilę cichnie. Po jakimś czasie słyszysz oba na raz. Otwierasz specjalnie oczy, choć tego nie chcesz, by było wiadomo, że usłyszałaś i można go wyłączyć. Odwracasz się i zaciskasz szczęki. Wygląda na to, że z dnia na dzień nie będzie lepiej.
Wiesz, że nie rozumie, ale nie możesz tego pojąć.
Skoro jest tak źle, że nie możesz wydobyć z siebie słów, a z wielkim trudem przychodzą ci pojedyncze… dlaczego słyszysz tak małe usprawiedliwienia tego? Jak brak zjedzonego śniadania może to powodować? Gorycz i bezsilność to były dobre określenia.
Dlaczego on nie widzi tego, co się dzieje, a raczej nie dzieje już od dawna? Dlaczego zostajesz sama? Nikt nigdy nie zostawiał cię w tym wszystkim aż tak samej. To nie tylko brak pozmywanych naczyń, niewyniesionych śmieci, nieumytej kuchenki, czy łazienki. Niewytartych kurzy, niezmienionych trocin, niezmiecionej podłogi, nieumytych okien, niewyprasowanego prania, niewstawionego prania, niepościelonego łóżka, niezrobionego obiadu i niepoukładanych rzeczy – znów. Jeśli musisz to wszystko pokazywać, musisz o tym mówić (a i to nie przynosi skutków) to masz tego dosyć. Chcesz pomyślunku.
Bo czy to tak bardzo dużo pomyśleć o innej osobie i ją odciążyć? Gdy zgięta w pół robi kolację, gdy bez krzywienia się myje stertę naczyń i martwi się o obiad?
Osoba rozumie, że można być zmęczonym. Że jest się poza domem i ciężko czynnie się czymś zająć, gdy jest się daleko od domu. Ale brak zainteresowania drugą osobą i pomocą jej boli. Boli jeszcze mocniej, gdy rzucone zostaje pytanie o pomoc, gdy już wykonuje się czynność, bądź już się ją kończy. Rzucone jakby dla zasady. Żeby nie można było zarzucić chęci braku pomocy.
Jednak to mało. Mało w ogromie tego, co dzieje się na co dzień. A raczej co się nie dzieje.

~*~

Złota leżała na łóżku. Wpatrzona w widok za oknem nie zareagowała, kiedy Ból wszedł do pokoju. Usiadł na podłodze obok i oparł tył głowy o stertę ułożonych na materacu poduszek. Wpatrywali się oboje w płatki popiołu, wirujące na tyle czerwonej łuny.

~*~

Czuję się jakbym coś straciła. Nie jestem w stanie pozwolić na wybieganie myślom. Za każdym razem krążą wokół tego bolesnego kręgu, przynosząc mi tylko łzy. Siedzę jak zaklęta już którąś godzinę, wpatrując się w białe niebo za oknem, przerywane bezlistnymi gałęziami drzew. Co jakiś czas piszę. Sięgam po kartkę z notatkami. Sięgam po papier. Po herbatę. Pocieram sinymi palcami sweter. Ostatni taki stan zawieszenia spotkał mnie w maju 2013roku.
Ale nie chcę rozmawiać. Na myśl o tym, że mógłby zobaczyć łzy wzbiera się we mnie wstręt do samej siebie i złość na własną słabość. Co jakiś czas czuję spazmatyczną potrzebę wrócenia, gdy już wszystko dawno uśnie. Ale wtedy zamarzłabym w Nocy, wśród obcych drzew i marniejących trawników.
Z drugiej strony wiem, że nic się nie zmieni, dopóki nie przerwę własnej linii obrony. To znaczy zmieni się. Ale żałować tego zacznę późno. Ale nie jestem w stanie jej przerwać. I nie będę na dźwięk tego chrapliwego, zniecierpliwionego głosu. Ani na wydźwięk obojętnych słów. Ani pytań na temat tego czy można czy nie można mnie dotknąć. Ani na kamienną maskę, którą widzę przed sobą już od dawna, gdy co jakiś czas zerkam znad monitora.
Nie mogę nie znaczy nie chcę.

I'll worship like a dog at the shrine of your lies
I'll tell you my sins so you can sharpen your knife”

Brak komentarzy:

"Holy water cannot help you now
A thousand armies couldn't keep me out
I don't want your money
I don't want your crown
See I have to burn
Your kingdom down"