It used to be too early, now it's too late

Kiedyś włócząc się kierowałam twarz ku niebu. Przymykałam oczy i rozkoszowałam się ciepłym powietrzem, w którym zaczynał przeważać delikatnie chłodniejszy powiew Nocy. Myśląc o tym mam ochotę powtórzyć instynktownie ten gest. Te wspomnienia są tak lekkie, że z trudem dociskam elementy klawiatury, wolno przesuwam palce. Pracują przy tym całe moje ręce, nie tylko dłonie uczepione ruchliwych nadgarstków.
Te dni miały w sobie coś sielskiego, choć okraszone były cierpieniem i wyczekiwaniem. Obietnicami bez pokrycia. Nigdy nie skupiałam się na tym, że cieszy mnie lato, spacerowanie oraz miejsca, do których rzeczywiście mogłabym z chęcią się udać. Były dwa podejścia… pierwsze, to gdy całą swą mocą wynurzałam z nich ból, tęsknotę i pustkę w pięknej scenerii. Drugie, gdy w euforii zachwycałam się każdym zielonym pączkiem liścia, pierwszymi, gorącymi promieniami słońca wśród traw i pól.
Te czekoladowe Black Devile, które żarzyły się w moich palcach, te nucenia, przy których załamywał mi się głos… Czy naprawdę to był ten negatywny najprostszy sposób by poczuć, że żyję? Wypadałoby powiedzieć, że mam ogromną nadzieję, że nie. Ale jej nie mam. Te piękne wieczory tak mocno zlały się z widokiem lata, że nie śmiem ich oceniać ani podważać.
Szkoda tylko, że niemalże wszystkie były samotne. Nie licząc komarów, ciem i wygaszonego ekranu telefonu.
Jakże więc miłym mi było przejść się ptasim… brakowało mi tylko papierosów. Wspominałam?
~*~
Wpatrywałam się w nią z wymuszoną grzecznością. Znałam te historie równie dobrze jak ona.
~*~
Jej wzrok zatrzymał się na lśniącym metalowym obiekcie, który miał czelność wpić się w jej ciało. Poczuła jego ostry czubek tuż przy kręgosłupie, nim większa część łusek pokryła ciało. Choć mogła się przygotować na taką ewentualność – nie chciała. Pozwoliła sobie chwycić za raniącą dłoń i docisnąć do miękkiego podbrzusza. Nie było to tak bolesne i tak gwałtowne, jakby tego chciała.
Gdy stawiała pierwsze kroki w otulonej drzewami alejce, nie spodziewała się żadnego ataku. Nawet niechcącego rzutu w jej stronę, przed którym musiałaby się leniwie uchylić. Jednak z każdym krokiem czuła napięcie przez mijający czas. Każdy kolejny krok po drugiej stronie trwał dłużej od poprzedniego. Gdzieś wewnątrz zatliła się obawa, że skończy się to szarpaniną urażonych dum.
Przybyła na miejsce spotkania pierwsza. Stała więc w połowie drogi, mówiąc bez zbędnych łusek i barier, które tak wytrwale stawiała od rana, by uciszyć całą emocjonalną machinę. Pozwoliła sobie zwolnić bliznę ze smyczy. Zamknąć oczy i zwrócić twarz ku niebu. Wtedy poczuła cios. Metal nie był chłodny. Był ciepły od wspomnień.
Wtedy zdecydowała, że powinna zapłacić ze te wszystkie chwile, gdy przyprawiała Zieleń o ból. Choć przyciągnięcie do siebie rozgrzanego metalu nie było tak bolesne i tak gwałtowne, jakby tego chciała. Trzeba więc więcej czasu i więcej samotnych Nocy, by zapłacić, uspokoić i nakarmić wiecznie niezadowoloną bliznę.
~*~
Za co?
Dlaczego?
Gdzieś wewnątrz miotało się przeświadczenie o niewinności, skutecznie tłamszone przez Doloris.
~*~
- Czujesz się wykorzystana?
- Nie wiem. Przywykłam do tak wielu nieodpowiednich zachowań, że nie jestem w stanie już stwierdzić, czy coś godzi w moją dumę, czy nie.
- Więc skąd ten grymas, który odebrał Ci głos?
- Z żalu? Bo mogłam inaczej? Bo byłam zbyt obolała i niezdarna, by sobie poradzić? By pomóc.
- Nie mogłaś pomóc, bo nie pozwoliłaś mówić.
- Bo nie wiedziałam, że mogłam coś usłyszeć!
Warknięcie. Krótkie i wyrzucone z ogromnym wysiłkiem, pomiędzy kolejnym papierosem.
- Bo nie chciałaś słuchać.
- Doskonale wiesz, że chciałam. Nie wiem, czy jakiś wewnętrzny szał na egoizm zasłonił mi oczy, czy po prostu byłam ślepa przez obolały umysł. Czy po prostu te cholerne sugestie były tak delikatne, że do mnie nie trafiły. Uwierz mi, że mogłabym wysłuchać wszystkich żalów i trosk, choćbym miała przesiedzieć całą Noc i zalewać się łzami. Dasz mi spokój?
- Jak chcesz.
Wyszła. Miasto budziło się do życia tuż za szklaną taflą, o którą oparła nagie plecy.
~*~
Kiedyś było zbyt wcześnie. Teraz jest za późno. By cokolwiek zmienić. By cokolwiek naprawić.
Wielokrotnie powtarzane, wpajane, rzucane we mnie, gdy niechcący coś zepsułam, nie dopilnowałam. Z premedytacją, z agresją, ze wzrokiem przecinającym mnie na wskroś.
Kiedyś robiło to na mnie wrażenie, sprawiało, że zamykałam się w czerwonych ścianach z Niepokojem. Ale nie teraz.
Teraz uśmiecham się, co wszystkich drażni, podjudza. Czy tylko ja dowiodłam, że wszystko da się zmienić, wszystko da się naprawić i nigdy nie jest zbyt późno?

               



Brak komentarzy:

"Holy water cannot help you now
A thousand armies couldn't keep me out
I don't want your money
I don't want your crown
See I have to burn
Your kingdom down"