Oddech


Królowa zwinęła się na ubitej ziemi, pozwalając, aby ludzie wychodzący z kościoła przenikali ją. Gdy dotykali jej widmowego ciała odczuwali niepokój i chłód, jednak zimno jej ciała było niczym w porównaniu z ostrością wieczornego powietrza. Ostatnie światła wewnątrz drewnianej budowli gasły, pozostawiając tylko mdły blask latarni tuż obok schodów prowadzących do wnętrza i czerwonego światełka, majaczącego w gładkich bokach kielichów i mosiężnych okuciach ołtarza.
Miała nierówny, niezdrowy oddech. Spomiędzy rozchylonych ust buchała para, choć serce zwalniało, zaledwie trzepocąc w piersi. Miała nadzieję, że wszechobecne, bolesne wspomnienia wybudzą ją z odrętwienia, poruszą mechanizm reakcji, ten odpowiedni, jedyny mechanizm, który działa u wszystkich, a u niej zawodzi. Tak prosty, tak banalny… że nie ma prawa już u niej działać.
Dźwignęła się z trudem na nogi, chwytając się drewnianej balustrady i niezdarnie opierając o schody. Gdzieś w głębi jej głowy wciąż szalała pustynna burza. Niemalże czuła gorący pasek uderzający bezlitośnie o skórę, palące słońce i nieznośny blask fioletowo-czarnej kuli ze szkła, tuż w samym środku tego niegdyś bliskiego umysłu. W oddali majaczyła zbrojownia. Uczucie mroźnego powiewu powietrza i ciepła piasku przyprawiły ją o dreszcze, zmuszając ją do gwałtownego ugięcia nóg i opadnięcia na wilgotne schody. Z drugiej strony inna część umysłu odtwarzała nieprzerwane i smutne wycie wilków, jej własny szloch i miękkość futra pod palcami.
Wszystko to jednak było odległe i mętne. Tak bardzo osłonięte mlecznym szkłem tego pierwszego, najmocniejszego oblicza umysłu z całej trójki. To ten kawałek zablokował najprostszy mechanizm obronny. Choć może obronny, to zbyt dumne słowo. Mechanizm odreagowania. Ucieleśnienia złości, bezsilności, cierpienia i smutku. Wszystkiego tego, co proste i zwyczajne. Pospolite, codzienne. Nie przyprawiające o zawrót głowy takich, jak ona. A jednak.
Zmusiła się do zamknięcia oczu i przeniesienia wgłęb innego, naznaczonego głodem i agresją umysłu.
Lumis sunęła nieśpiesznie wokół Ex Cineribus, obserwując migoczące światła w dole i odbicia innych, kolorowych błysków w szybach biurowców. W jej pysku gościł smak chłodnej wody oceanu, w którym przed chwilą zanurkowała, chcąc zmyć z łusek pył i kurz M4R54.
Wyczuła obecność Królowej i pozdrowiła ją bezdźwięcznie, kontynuując swój co wieczorny lot nad granicami Miasta.
Wycofała się z tego ciepłego i miłego jej umysłu, brnąc dalej, wyżej, w stronę chłodnego spokoju, niezmąconej tafli wody.
Pax powitał ją głośnym kłapnięciem szczęk i niemym pytaniem. Obróciła się w nim leniwie, gdy pomógł jej uzyskać równowagę i odciąć od słabego ciała, pozwalając jej nacieszyć się własnym, giętkim i silnym, zdolnym do lotu. Wzbiła się z mocą w powietrze, nie oszczędzając skrzydeł i mięśni. Wzlatywała równolegle do wież pałacu, w stronę ciemniejącego nieba, w stronę wiecznej ciszy. Zawisła nad wschodnią wieżą, wpatrując się w złote światła Nieba, szczyty gór i misy dolin. Jej serce zabiło równie mocno, co te smocze i silne.
Z goryczą wróciła na schody kościoła, w objęcia lasu i leniwe cykady. Z goryczą wstała i przywołała Schizofrenię, rzucając się przed siebie, przebierając łapami, strzygąc uszami.

 Miała całą Noc, by odreagować.


I've been through and seen a lot
Lived at the bottom and the top
We're on borrowed time, 
But time isn't enough
I'm just trying to be, the best me I can be
Oh, when I fall down
It's just me and the ground
I am no king, I have no throne

Brak komentarzy:

"Holy water cannot help you now
A thousand armies couldn't keep me out
I don't want your money
I don't want your crown
See I have to burn
Your kingdom down"