Widziała siebie w trybie tworzenia. Spomiędzy białych pazurów wyzierała blada poświata kuli z mlecznego szkła. Stała po kostki w wodzie, obracając obiekt w dłoniach, zachwycając się refleksami fal. Z każdą chwilą przybywało jej na ciele łusek, głos zmieniał się w trakcie cichego nucenia. W końcu nie pozostało już nic z ludzkiego ciała.
I wtedy szklana kula pękła.
~*~
Malus otworzył oczy.
Chrzęst stawów poniósł się echem w pustej katedrze. Gdy wstawał, zbutwiały krzyż spadł na ołtarz i stracił lewe ramię.
~*~
Czuła jego obecność choć wiedziała, że jest daleko. Wrota najuboższej z katedr pozostały zamknięte i ten stan rzeczy nie powinien się zmienić. Mimo to powietrze nasiąknęło nim dostatecznie. Nawet tu, w Ex Cineribus.
Wewnątrz przepychała się z Bestią. Jej ciężar był nie do zniesienia. Ogrom irytacji, bezsilności. Lumis powstała, by rozwiązać jej ręce, by pozbyć się bezsilności.
Pozbyć niesprawiedliwości.
Lecz teraz jej opór mógł tylko szkodzić.
I szkodził.
~*~
Zacisnęła palce. Długie paznokcie wbijały się w ciało. Ratował ją mdły ból głowy, który przypominał o kontrolowaniu tętna. Była zła. Poniekąd dla zasady, bo wiedziała, że powinna być zła. Poniekąd dlatego, że cała sprawa ją irytowała. Powód był jednak inny.
Bliskich należy chronić i ułatwiać im życie. Wprawdzie wiedziała o tym od pisklęcia, ale wprowadziła w życie całkiem niedawno. Więc chroni. Najlepiej jak potrafi. Choćby kosztem własnej krwi i własnych nerwów. Bo jej zależy, bo ma wyrzuty Sumienia. Bo Abaddon nie potrafi odpuścić. Pozwolić na odprężenie.
Miota się. Co chwilę sięga po kubek. W końcu milczy. Długo. Doskonale wie, jaką ma mimikę. Żadną. Gdy musi się odezwać - robi to z trudem. Słowa nie chcą się tworzyć, usta nie chcą się składać. Czuje się zmęczona nieistniejącym wysiłkiem. W końcu Pax odpuszcza. Wtedy Złotołuska rzuca się do przodu. I choć zagryza zęby i wbija pazury coraz to mocniej - nie potrafi zahamować jej złości. Albo jest się Bólem, albo jest się jednością z Lumis.
Malus jeszcze się nie podniósł. Słyszy jego oddech, ale nie czuje serca w ogromnej piersi. Jest jeszcze czas, by powrócił do snu. Nie chce otwierać wielkich drzwi i zatracać się w piwniczym zapachu starych murów. Sięgać po kolejnego papierosa i skubać rękaw płaszcza Deusa. Ultio wygrzebał się sam.
Malus nie rozprostował jeszcze osiemnastu skrzydeł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz