Deus walczył z pokusą uderzenia ją w twarz. Wpatrywał się, od dłuższej chwili, w sunącego w ich stronę smoka i milczał.
Doloris od dłuższego czasu mówiła o ilości smocząt, jakie przyszły na świat, o konieczności ich podzielenia, nadania celi i o dobrych skutkach szkoleń od samego pisklęcia. Cały czas zerkała na niego z delikatnym niepokojem, widząc jego ściągnięte w niezadowoleniu usta. Co jakiś czas nerwowo spoglądała na ozdobne ramy, które gościły na ścianach niemalże całego pałacu w Niebie. Kierowali się w stronę komnaty Centrum, gdzie Królowa spędza popołudnia, gdy nie przewidziane zostały żadne działania, którym musiałaby sprostać. Gdy jednak wspomniała - o znakomitym jej zdaniem - sposobie na rozróżnianie owych podzielonych smocząt - nie wytrzymał i warknął.
- Chcesz ich numerować? Okrzyknąć obiektami? Taki jest Twój plan?
- Deus...
- Podchodzisz do tego, co żywe przedmiotowo. Traktujesz je jak obiekty, a nie stworzenia, którym przyszło tu żyć. Zaczynasz bezmyślnie kopiować zachowanie Tsara. Tego chcesz? Znieczulicy? Obojętności wobec własnego wnętrza?
- To nie tak. Nie mogę nadać im wszystkich imion... Jest ich zbyt wiele. Poza tym nie są tak istotni jak inni. Jak Nadzieja, Fame, Lumis...
Spojrzał prosto w lśniące, ciemne oko. Jego źrenica pozostawała pionowa, choć kolor przypominał o ludzkiej części, jaka jej pozostała, a która była Sumieniem. Zmilczał przekształcenie się źrenicy w pionową, gadzią kreskę, zmilczał więc i propozycję numeracji. Zamiast tego uśmiechnął się i uderzył ją w twarz.
Zareagowała szybciej niż Serce. Widziała, jak poruszył ustami. Chwilę potem uzbrojona w czarne, matowe pazury ręka sunęła w jej stronę. Wściekłość wypełniła jej umysł, mięśnie spięły się, a krew w żyłach zgęstniała i zatrzymała jej serce.
Pazury zdarły grubą warstwę skóry na policzku i rozcięły szyję aż po obojczyk. Jednak tylko z delikatnej, bladej skóry pod obojczykiem wypłynęła gęsta krew. Po chwili skóra zrosła się i tam, pokryła zgrubiałym, martwym naskórkiem.
Bogini nie drgnęła. Stała naprzeciw niego, z Królobójcą wijącym się w kierunku jego martwego serca.
- Zawsze będziesz przemieniać się w to, gdy wyczujesz zagrożenie? - Splunął.
- Nie istotna jest moja przemiana, prawda? Tylko to, że nic nie poczułam. Że pozwoliłam Ci się ugodzić, lecz Twój cały wysiłek zupełnie na marne. Mam rację?
- Zmieniasz się. Sama powtarzasz, że tego nie chcesz i tego się obawiasz. Oczekujesz ode mnie aktywnej ingerencji. Oczekujesz, a mimo to mnie nie słuchasz. Po co mnie przywołałaś? Jestem kolejnym systemem, który ma cieszyć Twoje oko, straszyć tych, którzy spróbowaliby się wedrzeć? Nie, piękna. Ty załatwisz się sama. Nie potrzebujesz do tego wrogów.
Patrzyła, jak odchodzi. Mimowolnie obserwowała jego chód i zapamiętywała mowę ciała, jaką się posługuje. Przekrzywiła głowę i pozwoliła, by nogi ugięły się i przygotowały do zrywu. Dobrze znała jego zapach, siłę, sprawność i ostrość rogów.
Dobrze wiedziała, że czeka i czuje, jak jej ciało nagrzewa się, serce rozpoczyna powolny taniec w klatce piersiowej. I ona usłyszała jego, które mocno, choć powoli nadawało rytm. I nie czekała dłużej, niż musiała. Gdy zdecydował się wziąć pierwszy oddech od dawna - ona zdecydowała się wziąć z jego ust ostatni.
Centrum wciągnęło w nozdrza powietrze. Tylko jego serce pozostawało wciąż czynne. Biło dla obojga. Smoka i Bólu. Dlatego nie potrafiło zrozumieć wyłączania tego organu przez innych zamieszkałych w Bólu. Przyglądało się Królowej, która stała nieruchomo, choć dumnie, przyjmując raz, który wymierzył w nią Deus. Jej ciało pokryło się grubą, niemalże tak odporną skórą jak smocza łuska. Ogon dzierżył Królobójcę, drżał przed ochotą rozlewu krwi. I choć ta forma Doloris wydawała mu się obca - doskonale rozumiało, że to najlepsza z funkcji obronnych, jaką udało im się uzyskać. Sama stała się sobie bronią, która idealnie leży w ręku, której reakcja jest natychmiastowa, idealnie wymierzona, dokładna co do szybkości myśli.
Tylko gruboskórna, obleczona w ogromne rogi, pazury i ogon. Mająca zimne, nieruchome jak u gada oczy, które nie znały sprawiedliwości, czy pokory. Które nie podlegały Sumieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz