Zanim ją ujrzał, usłyszał jak nuci. Wolna, melancholijna melodia poruszyła w nim
wspomnienia już na początku ciemnego korytarza. Ciepłe światło sączyło się
przez uchylone drzwi, które zostawiła specjalnie dla niego. Gdy wszedł nie
obróciła się nawet. Jej badawcze spojrzenie dosięgło go przez odbicie w oknie,
które zajmowało całą ścianę naprzeciwko wejścia. Biurko pokrywały teczki i
niechlujnie spięte spinaczem kartki. W prawej ręce trzymała nożyk do papieru.
Usiadł na jednym z dwóch krzeseł, które
przystawione były do biurka. Naśladując interesantów chrząknął cicho i splótł
palce na udzie. Wtedy odwróciła się i nachyliła w jego stronę, opierając się
rękoma o ciemny, orzechowy blat. Jej prawe oko o kolorze zimnego błękitu
przeszyło go na wskroś. Tylko lekko uniesione kąciki ust zdradzały zadowolenie
i triumf.
- Dostałam tradycyjny list. Wiesz,
że tylko takie wysyłają jeszcze ze stolicy. Siostra jest uparta. Uważa, że
rozwój już niejednokrotnie pokazał nam, że przynależymy do starego porządku. – Złożyła
nożyk i sięgnęła po list. – Nie zgadzają się na usamodzielnienie się projektu.
Według niej może to prowadzić do…
- Pozwól, że sam zapoznam się z
treścią.
Deus pogładził gruby, pokryty złotą
ramką arkusz, który pokrywało drobne pismo Nadziei. Nie spieszył się. Powoli
czytał każde słowo.
- No dobrze, sprzeciwiła się twoim
misternie układanym planom, które spędzały sen z powiek nie tylko mi, ale całej
rzeszy ludzi. Skąd więc triumf na twoich ustach?
- Widzisz Deus… Czasami przywiązanie
do tradycji może być zgubą. Zanim ten list dotarł tutaj, do obrzeży Ex
Cineribus, ja miałam już szczegółowy opis projektu, który nie tylko został
ukończony, ale też się powiódł.
Zmrużyła z zadowolenia różnobarwne
oczy. Deus oddał jej list.
- I mimo iż dostałaś ten list,
oczywiście wprowadziłaś plan w życie.
- Naturalnie. Nadzieja może się
odwoływać ile tylko zechce. Jej ptaszki latają wolniej od moich jaszczurek.
- Mówiłem jej, że feniksy to strata
czasu.
- Wszyscy mówili jej, że będą
nadawać się lepiej do armii, niż jako dopełnienie jej poczucia estetyki.
Zapalisz?
- Tak.
Wyszli z jej gabinetu. Posadzka
pokryta grubymi dywanami tłumiła kroki. Mijali wiele zamkniętych drzwi, w
których brakowało klamek. Na parterze rezydencji mieściła się portiernia, za
której ladą stała szczupła, wypełniająca papiery kobieta. Gdy ich żegnała, jej
włosy zasyczały cicho, wyciągając w ich stronę swoje cienkie, szare ciała.
Ruszyli aleją. Błękitne pąki
porastały drzewa, poza tym ich gałęzie pozostawały nagie i brzydkie. Z kieszeni
na piersi wyciągnął ozdobną papierośnicę i zarzucił jej płaszcz na ramiona.
Wtuliła się w rozgrzane okrycie i wyłuskała, spomiędzy fałdów sukni, starą
zapalniczkę. Pochwycił ją i przyjrzał się dokładnie czarnemu asowi wino. Po
chwili oboje palili, co jakiś czas spoglądając na żarzące się końce.
- Myślałem, że pozbyłaś się takich
drobiazgów.
- Mam do nich niezwykły sentyment.
- To jeden z nich?
- Tak.
Po chwili milczenia podjęła rozmowę
monotonnym głosem.
- Czasami zastanawiam się nad
ilością takich pierdol, które zajmują szuflady biurek w moich komnatach w
stolicy, tutaj na obrzeżach i w samym Ex Cineribus. Powinnam pozbyć się choć
części tych, które straciły swoje znaczenie dawno temu.
- Tej rezydencji też się
pozbędziesz? Czy to już nie taki drobiazg?
- Przerobię ją, choć zostawię tę
aleję wraz z niebieskimi drzewami. Zostawię lasy i jeziora, pierwotny wygląd
gabinetu, w którym teraz się gnieżdżę. Reszta musi nadążać za mną. Musi się do
mnie dostosować.
- Do Bólu, który już nie jest tak młody
i który pogodził się z Blue?
- Kto mówi, że się pogodził?
Odsunęła się od niego i
przyspieszyła kilka kroków.
- Mam też pozbyć się drewnianego
kościoła? Może bestii twoim zdaniem też?
- Nie unoś się.
- Ty żyjesz i oddychasz tym, co jest
teraz, Deus. Ja nie. Ja zawsze będę oddychała przeszłością i żyła
wspomnieniami. Nie odbiorę sobie ich sama tylko dlatego, że to jedna z niewielu
wad tego projektu.
- Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz. – Odwróciła się
w jego stronę. – Musiałam doprowadzić projekt do końca. Doprowadziłam. Jesteśmy
samodzielni, kochanie. Cudownie samodzielni. Źródła zasilania z zewnątrz są
tylko słodkim dodatkiem do naszego życia. Jesteśmy w stanie przetrwać sami.
Zamknąć się tutaj i przetrwać. Ochronić zapisy. Nie zmienić się. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Teraz jestem skora uwierzyć.
Podeszła do niego. Nienaturalnie
białe tęczówki Bóstwa wpatrzone były w jej wykrzywioną zniecierpliwieniem
twarz. Uśmiechnął się i wyłuskał z jej palców niedopałek. Zaciągnął się ostatni
raz i rzucił go w ciemność alei.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz