Rozgrzeszenie III
Rozgrzeszenie III
Była
wyprostowana i dumna. Spoglądała prosto w swoje odbicie, unosząc wysoko głowę.
Krew spływała z dłoni na uda, co jakiś czas ciche kapnięcie sprawiło, że
przypominała sobie o rzeczywistości. Tępym wzrokiem wpatrywała się w bladą
skórę i naznaczone zmęczeniem oczy. Długie, gęste włosy odgarnęła na kark,
niedbałym ruchem pozostawiając smugę czerwieni na obojczyku i szyi.
Drobne, zaschnięte plamy przypominały piegi.
Ból
uśmiechnął się delikatnie. Kąciki ust uniosły się lekko, by ponownie opaść i
podkreślić ściągniętą cierpieniem twarz. Przymknęła oczy. Czekało na nią
nieuniknione, wołające do niej już od dawna. Przyzywające i kuszące niczym
rajskie jabłko, choć z pewnością nie tak słodkie. Odwróciła się od lustra z
ulgą porzucając widok swojego oblicza. Ostrożnie weszła do basenu z gorącą
wodą. Drobne kafelki, tworzące mozaikę ukazującą egipski krzyż, były śliskie od
olejków. Gdy zanurzyła się cała, poczuła opadający na dno pył i
drobne kamienie, które zdobiły jej rogi i włosy. Drobne kryształy zalśniły
na dnie, pobudzone światłem, które dawały ogromne świece ustawione wokół
krawędzi sadzawki.
Spokój.
Rozchodzący się po ciele, odcinający ją od gorąca, które dawała woda.
Zwalniający rytm serca i spokojny krok, gdy wchodziła głębiej i głębiej, pod
naprzeciwległą ścianę. Dotknęła jej dłońmi, wyszukując zdobień tulei. Gdy już
ją znalazła, wypłynęła łapiąc łapczywie powietrze. Podpłynęła do krawędzi i
usiadła na niej. Tuleję pokrywały trzy zagryzające się węże o oczach złotych,
grafitowych i czerwonych. Uśmiechnęła się, wydobywając z niej dwa bliźniacze
ostrza.
Gdy szła ku
wyjściu z czerwonego pałacu, mijała trupy. Maszyny pokrywała gruba warstwa
wnętrzności i krwi, tylko błyszczący pancerz zdradzał ich martwotę. Ich stwórca
jak i inni przed nim nie rozumieli, że przywróci do życia wszystko, co martwe.
~*~
Piołun poniósł ją
do Nieba. Trzeci Filar ugiął się i zawalił, wypuszczając ze swoich objęć
tylko nielicznych. Gdy mijali Miasto, to płonęło. Popiół przesycił
powietrze, oblepiał konia i jeźdźca. Kopyta pozostawiały szare plamy
na tle rdzawej ziemi.
~*~
Weszła do
centralnej katedry wraz z bliźniaczymi ostrzami w dłoniach. Tuż za nią kroczył
Bezimienny, jego futro przecinała naga, już prawie biała blizna. Pysk umoczony
miał we krwi. Sam jej smród przebił się przez woń spalenizny i rozgrzanego
metalu. Jej bose stopy stąpały cicho po zimnej posadzce. Oczy przepełnione
szaleństwem zwróciły się w jej stronę.
- Nadszedł
czas rozgrzeszenia. – Uniosła nad głowę broń. – Czas odnowy i powstania z
popiołów niczym feniksy. Tak, jak powstało Niebo i tak, jak powstał Czyściec
zwany Miastem. Tak, jak powstało Piekło, które okrzyknięto Trzecim Filarem.
Przed szereg
wysunął się Anioł o włosach splecionych w długi warkocz. Delikatnym ruchem ręki
zsunął z niego rzemień, uwalniając kaskadę kręconych włosów. Jego
ciemne oczy wyrażały ekscytację.
- Przyszłaś
nas zabić.
- Tak,
Szamhazaju. Przyszłam jako Ból, by zabrać wraz ze sobą wszelkie życie.
- To już
drugi raz, który pamiętamy. Czy i drugi raz obiecujesz przywrócić dawny
porządek?
- Obiecuję.
Uklęknął. Za
jego przykładem poszli wszyscy skrzydlaci, składając ręce do modlitwy i
kierując twarze w stronę ołtarza. Ich chóralny głos wstrząsnął budowlą, gdy w
otępieniu wypowiadali kolejne słowa.
~*~
Szła, dumnie
nosząc koronę. Ciernisty splot okalał jej głowę i spływał na ramiona, wplątując
się we włosy. U jej boku, choć nieco z tyłu sunęły Bestie, pierwszy klucz
kończył alabastrowy Deus.
Nieśli
śmierć. Miasto doszczętnie spłonęło. Jałową, czerwoną ziemię pokrywał popiół.
Światło gasło z każdą chwilą, pogrążając już drugi poziom w ciemnościach i
wiecznym zimnie. Niebo broniło się. Cała natura stanęła im naprzeciw. Serce
zawyło żałośnie, rozkładając skrzydła. Nadzieja dołączyła do Niosących Światło,
do świetlistego ogona komety, którą tworzyli. Fame z uśmiechem wyglądał
pierwszych oznak rozpadu.
Po chwili
nieboskłon pękł. Wyrwa powiększała się i tworzyła mniejsze wgłębienia, jak na
powierzchni pękniętej skorupy. Ziemia obumierała. Smród zgnilizny mieszał się z
wonią palonego mięsa, dopóki chłód i ciemność nie pochłonęły wszystkiego i
wszystkich, pozostawiając jedynie przestrzeń i uczepione jej jestestwa. Niczym
dryfujące gwiazdy na granacie pochmurnego nieba.
~*~
Stałaś się
tym, czym nie chciałaś się stać. Straciłaś część siebie, bo pozwoliłaś na to.
Pozwoliłaś to z siebie wyrwać i zatracić. Pozbyć się. A może tylko zalać
zimnem? Pokryć warstwą lodu? Czy posiadasz bryłę lodu miast serca? Jeszcze nie.
Ale czy wiesz, że wystarczy kilka nieostrożnych kroków, by je uśpić? Nikt nie
przyjdzie mu na ratunek. Nikt nie wyciągnie po nie ręki, ponieważ ją straci.
Prawda? Zabijesz wszystko, co się do niego zbliży. Dla zasady. Bo trzymasz się
starego porządku. Ale czy kiedyś je ożywisz? Nigdy z własnej inicjatywy. Bo
przecież nie będziesz czuć, a wkrótce zapomnisz jak to jest. Można tęsknić za
czymś, czego się nie zna? Można tego pragnąć. Ale czy mogłabyś za tym zatęsknić?
Pamiętaj, ze
wciąż jesteś zwykłym psem. Może raz wściekłym, raz chorym i słabym. Raz
wystawioną do bójki jako broń. Lecz wciąż jest to pies. Nieważne, czy obleczony
w tytuły i szaty.
Pamiętaj,
nieważne jak Cię nazwą. Czy staniesz się Nadzieją, Wojną, Bólem, Wiarą,
Królową, Miłością czy Zbawieniem. Zawsze będziesz pragnącym przeżyć ścierwem,
które nie cofnie się przed niczym. Które ominie zasady tak, by wyciągnąć pysk
na powierzchnie i zasmakować powietrza.
Pamiętaj, że
emocje są Twoją bronią i słabością. Wybór ostrza, które w siebie skierujesz
jest tylko Twoim wyborem.
Pamiętaj,
aby pamiętać. Bo tylko pamięć o tym, co było trzyma Cię przy życiu. Nie to,
co jeszcze może się przydarzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz